Jak wspominałam, miałam wczoraj urodziny. Mój m. (mąż) stanął na wysokości zadania.... przywiózł tort i kwiaty i cudowną, piękną i wspaniałą bransoletkę Pandory, o którą go tak męczyłam. I byłoby wszystko cudownie, gdyby nie to, że...
byłam zła jak osa. Nie pytajcie czemu, bo nie mam pojęcia. Tłumaczę to sobie ciążą :D Oczywiście z moich fochów wyszła awantura w środku nocy....Muszę tu wspomnieć, że jesteśmy z m. strasznymi cholerykami i oboje bardzo zawzięci, więc każda awantura trwa i trwa i trwa...
Ech...ale abstrahując od ciąży, zachowałam się jak nienormalna.... Po wszystkim było mi strasznie głupio. Mój kochany mąż tak bardzo się starał cały dzień, zajmował córką, a ja tylko warczałam. Widziałam jak jest mu przykro i coś we mnie pękło, nie chciałam już więcej kłótni (mimo, że uważałam, że mam rację!).
Pobiegłam do niego na kanapę, na którą go wcześniej wygoniłam i zwyczajnie go przeprosiłam. Wiem, że to mało i tak czuję. Czasem się zapędzam, jak my wszyscy.
A bransoletka jest wspaniała :)
*zdjęcie - internet
Jestes w ciazy wiec masz prawo miec gorszy dzien.
OdpowiedzUsuńŁadna bransoletka :-)